Po raz kolejny zostałam kopnięta prosto w serce, jakby go tam nie było. Jestem do tego przyzwyczajona, ale dalej boli jak jasny skurwiel.
Mój korepetytor z matematyki i ja podrywamy jedną dziewczynę. Raczej podrywaliśmy, bo ja już nie podrywam.
Ponieważ dowiedziałam się, że odejście z miejsca w którym czuję się źle (czytaj korytarz na którym owe dziewczę wpadło mu w ramiona z powodu jednej róży, podczas gdy kompletnie zignorowało cały mój bukiet) to odstawianie scen zazdrości. Cóż.
Czuję się oszukana i bardzo źle potraktowana. Mam ochotę płakać i płakać.
Of course, I'm still here. I alwas am. They come, they go. I always stay.
środa, 8 marca 2017
niedziela, 11 grudnia 2016
[6]
Well.
Witam po kilku miesiącach niezręcznego milczenia wobec którego nie mam żadnych usprawiedliwień. Nie miałam czasu ani chęci, a moje życie przybrało obrót, którego w ogóle się nie spodziewałam.
No, może trochę.
Technikum okazało się spełniać moje oczekiwania względem ludzi,przykre komentarze to ewidentnie cecha gimnazjalistów. Moja klasa liczy około trzydzieści dwie osoby i raczej z każdym się dogaduję. Nie są to jakkolwiek wartościowe relacje, opierają się na zasadzie "cześć, co było zadane, ok, spoko, dasz spisać?". Z wybranymi wymieniam się też zdaniami typu "masz papierosa?". W sumie, bliższe relacje utrzymuję z trzema dziewczętami i każda z nich reprezentuje zupełnie inny rodzaj kobiecości.
M. nosi bluzki z dziewczęcymi wzorkami, maluje się i nawet potrafi konturować. N. wygląda jak przepiękny chłopiec, w którym mogłabym się zauroczyć, a czarne ubrania (i dusza) to jej domena. Na końcu mamy K. znaną bardziej jako Muszu, która też wygląda jak chłopiec, ale czasem zdarza się jej pomalować. I gdzieś jestem w tym ja, kompletny ziemniaczek. Ale to się zmieni.
Witam po kilku miesiącach niezręcznego milczenia wobec którego nie mam żadnych usprawiedliwień. Nie miałam czasu ani chęci, a moje życie przybrało obrót, którego w ogóle się nie spodziewałam.
No, może trochę.
Technikum okazało się spełniać moje oczekiwania względem ludzi,przykre komentarze to ewidentnie cecha gimnazjalistów. Moja klasa liczy około trzydzieści dwie osoby i raczej z każdym się dogaduję. Nie są to jakkolwiek wartościowe relacje, opierają się na zasadzie "cześć, co było zadane, ok, spoko, dasz spisać?". Z wybranymi wymieniam się też zdaniami typu "masz papierosa?". W sumie, bliższe relacje utrzymuję z trzema dziewczętami i każda z nich reprezentuje zupełnie inny rodzaj kobiecości.
M. nosi bluzki z dziewczęcymi wzorkami, maluje się i nawet potrafi konturować. N. wygląda jak przepiękny chłopiec, w którym mogłabym się zauroczyć, a czarne ubrania (i dusza) to jej domena. Na końcu mamy K. znaną bardziej jako Muszu, która też wygląda jak chłopiec, ale czasem zdarza się jej pomalować. I gdzieś jestem w tym ja, kompletny ziemniaczek. Ale to się zmieni.
czwartek, 4 sierpnia 2016
[5]
Jakiś czas zaznałam błogosławieństwa zespołu Black Veil Brides. Od tamtej pory udało mi się uzbierać ponad 100 zdjęć Andy'ego Biersacka i czuję nadchodzącą obsesję. Nigdy nie widziałam kogoś tak pięknego, z tak spektakularnym głosem, a widziałam wiele zespołów i wiele słyszałam. Jedynym, który dotąd zaimponował mi tak mocno jest Twenty One Pilots, niezaprzeczalni mistrzowie i władcy mojego nastoletniego serca.
Powoli kończą się wakacje, sierpień nadszedł o wiele bardziej niespodziewanie niżbym się tego spodziewała. Nawet się cieszę, mam szczerze dość lata. Na rzecz komarów straciłam więcej krwi niż przy jakimkolwiek zranieniu. Z resztą, spędziłam wakacje praktycznie sama, przynajmniej nie z ludźmi, których nazwałabym przyjaciółmi. Odrobinę smutne.
Od jakiś dwóch tygodni próbuję się zebrać do napisania czegoś sensownego. Wszystkie moje opowiadania i dwie zaczęte książki wydają się kłuć mnie w oczy oskarżycielsko. To denerwujące, bo gdy tylko staram się coś z siebie wyrzuć, wychodzi mi stek bzdur, jakbym nagle nie umiała napisać poprawnie jednego pieprzonego zdania. Ygh.
Dodatkowo, od godziny próbuję ściągnąć jeden cholerny album i nawet z tym nie mogę sobie poradzić, co za nędza.
Powoli kończą się wakacje, sierpień nadszedł o wiele bardziej niespodziewanie niżbym się tego spodziewała. Nawet się cieszę, mam szczerze dość lata. Na rzecz komarów straciłam więcej krwi niż przy jakimkolwiek zranieniu. Z resztą, spędziłam wakacje praktycznie sama, przynajmniej nie z ludźmi, których nazwałabym przyjaciółmi. Odrobinę smutne.
Od jakiś dwóch tygodni próbuję się zebrać do napisania czegoś sensownego. Wszystkie moje opowiadania i dwie zaczęte książki wydają się kłuć mnie w oczy oskarżycielsko. To denerwujące, bo gdy tylko staram się coś z siebie wyrzuć, wychodzi mi stek bzdur, jakbym nagle nie umiała napisać poprawnie jednego pieprzonego zdania. Ygh.
Dodatkowo, od godziny próbuję ściągnąć jeden cholerny album i nawet z tym nie mogę sobie poradzić, co za nędza.
sobota, 30 lipca 2016
[4.5]
Nie mogę spać. Raczej nie chcę. Za 25 minut będzie piąta rano. Czuję się jak dwunastoletnia, uzależniona od internetu wersja mnie. Hej ho, ojcze, gdzie jesteś? Przyłap mnie i daj mi po łapach! Ach, no tak, nie masz jak.
[4]
Zawsze sądziłam, że jestem dobrą przyjaciółką. Że umiem o kogoś zadbać, że jednak coś potrafię. Otóż nie. Okazało się, że przerastają mnie większe problemy i moja najlepsza przyjaciółka zamknęła się przede mną. Nie czuję żalu, nie jestem urażona. Bardziej przegrana. Wychodzi na to, że nie dałam rady zająć się porządnie kimś, kto jest dla mnie najważniejszy, jakbym miała porażkę we krwi. Jakkolwiek źle to brzmi, oto prawda.
Nie uważam siebie za dorosłą. Raczej za dojrzalszą niż moje aktualne otoczenie. W głębi jednak jestem dzieciakiem, zbieram przypinki do kluczy, byleby smycz była nimi przepełniona. Mam Rainbow Dash przyklejoną do plecaka i uwielbiam kreskówki. Jedna rzecz wymaga ode mnie dorosłości w pełnej krasie. Opieka. Coś, co muszę robić, coś co mnie definiuje. Ja wycieram nos, ja dbam, ja proszę. Przynajmniej tak było, dopóki prawda nie spadła na mnie jak topór. Nie bardzo wiem, co teraz robić. Czuję ten ucisk w klatce piersiowej, którego nienawidzę, powoli rosnącą gulę w gardle i... winę. Okropną, parzącą mnie winę. Jedna osoba i nie potrafię nawet tego. Kim jestem, jeśli druga połowa mojego wisiorka nie ufa mi w pełni? To trochę tak, jakby ktoś zabrał mi pewną część mnie. Odebrał mi kawałeczek z literki E.
Tylko czemu? Pokusiłabym się o stwierdzenie "bo jestem chujowa", ale to nie emo tumblr. Uznajmy więc dlatego, że wina i porażka przeszły na mnie prosto z krwią ojca, a wrodzona nieudolność życiowa wraz dziedzictwem matki.
Nie uważam siebie za dorosłą. Raczej za dojrzalszą niż moje aktualne otoczenie. W głębi jednak jestem dzieciakiem, zbieram przypinki do kluczy, byleby smycz była nimi przepełniona. Mam Rainbow Dash przyklejoną do plecaka i uwielbiam kreskówki. Jedna rzecz wymaga ode mnie dorosłości w pełnej krasie. Opieka. Coś, co muszę robić, coś co mnie definiuje. Ja wycieram nos, ja dbam, ja proszę. Przynajmniej tak było, dopóki prawda nie spadła na mnie jak topór. Nie bardzo wiem, co teraz robić. Czuję ten ucisk w klatce piersiowej, którego nienawidzę, powoli rosnącą gulę w gardle i... winę. Okropną, parzącą mnie winę. Jedna osoba i nie potrafię nawet tego. Kim jestem, jeśli druga połowa mojego wisiorka nie ufa mi w pełni? To trochę tak, jakby ktoś zabrał mi pewną część mnie. Odebrał mi kawałeczek z literki E.
Tylko czemu? Pokusiłabym się o stwierdzenie "bo jestem chujowa", ale to nie emo tumblr. Uznajmy więc dlatego, że wina i porażka przeszły na mnie prosto z krwią ojca, a wrodzona nieudolność życiowa wraz dziedzictwem matki.
Jakże mam wam życzyć miłego dnia?
czwartek, 28 lipca 2016
[3]
To naprawdę paskudne wakacje. Między krótkimi momentami radości i nieprzewidywalności szerzy się rutyna i nuda. Przyjechała moja ciotka z Armenii. Oczywiście, ukochani synowie zrzucili ją na głowę swojego wuja, czyli bezpośrednio na mnie, bo Pan i Władca, ojciec, jest zbyt zajęty na opiekę panią po sześćdziesiątce. Zbuntowałam się i odmówiłam współpracy. Nie zrozumcie mnie źle, ta jedna specyficzna ciotka ma opinię największej rodzinnej plotkary i za każdym razem próbuje wywęszyć nową historię. Wystarczy, że odpowiesz jej na pytanie, a dorobi sobie to tego cudowną fabułę i nagle dzwoni do Ciebie żona kuzyna z wrzaskiem, że jakim prawem rozpowiadasz, że jest w ciąży skoro ona sama nie wie.
I tak, gdzieś na boku trwa moja bitwa z podręcznikami. Zamówiłam kolejną paczkę i powoli dostaję szajby, gdyż nigdzie nie mogę znaleźć Podstaw Turystyki z 2014. Internet oferuje mi tylko tę z 2013 i 2015. Katorga. Drażni mnie też fakt, iż coś, co ma szkolić młode umysły jest tak... drogie. Przypomnijmy, że nauczyciele nie okazują cienia łaski tym, którzy nie mają wymaganych podręczników, nieważne, czy ich nie stać, czy może po prostu nie mogli ich dostać. Ble.
Pani z sekretariatu to wredna suka.
I tak, gdzieś na boku trwa moja bitwa z podręcznikami. Zamówiłam kolejną paczkę i powoli dostaję szajby, gdyż nigdzie nie mogę znaleźć Podstaw Turystyki z 2014. Internet oferuje mi tylko tę z 2013 i 2015. Katorga. Drażni mnie też fakt, iż coś, co ma szkolić młode umysły jest tak... drogie. Przypomnijmy, że nauczyciele nie okazują cienia łaski tym, którzy nie mają wymaganych podręczników, nieważne, czy ich nie stać, czy może po prostu nie mogli ich dostać. Ble.
Pani z sekretariatu to wredna suka.
Miłego dnia.
wtorek, 26 lipca 2016
[2]
Wczorajszy wieczór spędziłam na plaży. Około 23 zasiadłam na leżaku, okryłam się kocykiem i przez ponad godzinę gapiłam się w niebo. Znalazłam Wielki Wóz. Słuchałam głośno muzyki z mojej ulubionej playlisty i przez tych kilka minut nie czułam niczego poza spokojem. Gdzieś zza mojej głowy, przez słuchawki przedzierały się dźwięki imprezy i gwizdy pijanych ludzi. Było cholernie zimno, ale odmawiałam opuszczenia tego miejsca. Komary gryzły, więc zakopałam się w kocu po sam nos i trwałam w bezruchu. Na brzuchu leżała moja wyświechtana torebka. Coś około północy zaczynałam przysypiać, ale obudzili mnie przechodzący ludzie. Było genialnie.
Oprócz tego, niewiele się wydarzyło od wczoraj. Dzień jest ładny, może skoczę na plażę.
Oprócz tego, niewiele się wydarzyło od wczoraj. Dzień jest ładny, może skoczę na plażę.
Miłego dnia.
poniedziałek, 25 lipca 2016
[1]
Gdzieś między pracą, rozczarowaniami, przyjaciółmi i usilnymi próbami zdania, mój mózg uderzała świadomość istnienia tego miejsca. Zajętego linku w internecie, czegoś, co miało być moim małym miejscem. Nie jestem wytrwała. Piszę kiedy chcę i co chcę. Usuwam słowa, które mówiłam i będę usuwać te, które powiem.
Mam szesnaście lat. Od września zaczynam technikum i nie wiem, co z tym fantem zrobić. Te wakacje to jedna wielka pomyłka. Nic nie idzie tak, jakbym chciała, więc odliczam dni. W tym momencie, gdy to piszę jest 12:59. Zostało 37 dni, 17 godzin i 11 minut. Czas ucieka, ale czy to ważne? Na końcu i tak nie powracam do starej rutyny. Wręcz przeciwnie, zaczynam coś nowego. Nowi ludzie, nowe przedmioty i nowe problemy. Technikum. Coś innego. Nie znam tego miejsca, nie wiem, gdzie jest sala do polskiego, a gdzie do matematyki. Nie znam przezwisk nauczycieli. To wszystko przede mną. Cudowne uczucie.
Wczoraj straciłam koleżankę. Nie umarła. Po prostu nigdy więcej nie chcę jej widzieć. I dobrze. Lgną do mnie ludzie, którzy sprawiają, że czuję się źle, przyciągam toksycyzm. O. mówi, że to dlatego, że jestem taka ciepła i opiekuńcza. Cóż zrobić. Jestem człowiekiem, którego sama potrzebuję. Wychodzę przez to na gorzej, ale ktoś musi dbać o innych, nawet jeśli czasem nie zasługują. To tylko bezsensowne pieprzenie nastoletniej dziewczyny, która próbuje być elokwentna i uciec od swojej nudnej rzeczywistości. Ha, ha. Dość zabawne.
Siedzę sobie w bibliotece, bo tam jest internet. Nie umiem zbyt długo bez zbawiennej sieci. Trochę uzależnienie, trochę zwykła nuda, a może po prostu przyzwyczajenie. W każdym razie, minimum raz w tygodniu ciągnę tu swoją siostrę i pozwalam jej udawać, że czyta, bawić się i oglądać bajki, a ja sprawdzam wszystkie portale społecznościowe jakie mam. Mój telefon za każdym razem piszczy przez minimum dwie minuty, zalewając mnie powiadomieniami. Chociaż tyle.
Mam szesnaście lat. Od września zaczynam technikum i nie wiem, co z tym fantem zrobić. Te wakacje to jedna wielka pomyłka. Nic nie idzie tak, jakbym chciała, więc odliczam dni. W tym momencie, gdy to piszę jest 12:59. Zostało 37 dni, 17 godzin i 11 minut. Czas ucieka, ale czy to ważne? Na końcu i tak nie powracam do starej rutyny. Wręcz przeciwnie, zaczynam coś nowego. Nowi ludzie, nowe przedmioty i nowe problemy. Technikum. Coś innego. Nie znam tego miejsca, nie wiem, gdzie jest sala do polskiego, a gdzie do matematyki. Nie znam przezwisk nauczycieli. To wszystko przede mną. Cudowne uczucie.
Wczoraj straciłam koleżankę. Nie umarła. Po prostu nigdy więcej nie chcę jej widzieć. I dobrze. Lgną do mnie ludzie, którzy sprawiają, że czuję się źle, przyciągam toksycyzm. O. mówi, że to dlatego, że jestem taka ciepła i opiekuńcza. Cóż zrobić. Jestem człowiekiem, którego sama potrzebuję. Wychodzę przez to na gorzej, ale ktoś musi dbać o innych, nawet jeśli czasem nie zasługują. To tylko bezsensowne pieprzenie nastoletniej dziewczyny, która próbuje być elokwentna i uciec od swojej nudnej rzeczywistości. Ha, ha. Dość zabawne.
Siedzę sobie w bibliotece, bo tam jest internet. Nie umiem zbyt długo bez zbawiennej sieci. Trochę uzależnienie, trochę zwykła nuda, a może po prostu przyzwyczajenie. W każdym razie, minimum raz w tygodniu ciągnę tu swoją siostrę i pozwalam jej udawać, że czyta, bawić się i oglądać bajki, a ja sprawdzam wszystkie portale społecznościowe jakie mam. Mój telefon za każdym razem piszczy przez minimum dwie minuty, zalewając mnie powiadomieniami. Chociaż tyle.
Miłego dnia, Wy, którzy to czytacie.
E.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)