Po raz kolejny zostałam kopnięta prosto w serce, jakby go tam nie było. Jestem do tego przyzwyczajona, ale dalej boli jak jasny skurwiel.
Mój korepetytor z matematyki i ja podrywamy jedną dziewczynę. Raczej podrywaliśmy, bo ja już nie podrywam.
Ponieważ dowiedziałam się, że odejście z miejsca w którym czuję się źle (czytaj korytarz na którym owe dziewczę wpadło mu w ramiona z powodu jednej róży, podczas gdy kompletnie zignorowało cały mój bukiet) to odstawianie scen zazdrości. Cóż.
Czuję się oszukana i bardzo źle potraktowana. Mam ochotę płakać i płakać.